Szczęście jest jak powietrze. Ma Cię głęboko w nosie. Jest totalnie neutralne. W zasadzie szczęście nie istnieje. To tylko stan odpowiedniej kombinacji substancji chemicznych wywołujących w mózgu poczucie bycia szczęśliwym i zależy w 100% od Ciebie.
Od Twojego wyboru, by w tym momencie się z czegoś cieszyć, albo złościć, czy smucić.
Niezależnie od okoliczności, tylko Ty decydujesz o tym, które myśli zdominują Twój umysł.
Anthony De Mello napisał w "Przebudzeniu":
Myśli są jak ptaki krążące nad naszymi głowami. Od Ciebie zależy, któremu ptakowi pozwolisz na niej usiąść.
Na szczęście ludzie masowo się budzą i to, co teraz czytasz, nie jest już żadną nowością, ale kiedy 7, 8 czy 9 lat temu mówiłam o tym komuś, zawsze spotykałam się się z agresją w rodzaju:
- Jak mam nie myśleć, o tym, co się stało?
- Jak mogę być tak nieczuła, pozbawiona empatii, jeśli komuś dzieje się krzywda?
- Jak mogę być szczęśliwa, kiedy ktoś cierpi?
- Jak mogłabym być taką egoistką i myśleć o sobie, kiedy moje dziecko choruje?
I tak dalej, i tak dalej....
Mimo, że wprowadzenie cudów, miłości, szczęścia i wszelkiej obfitości do swojego życia jest naprostszą rzeczą na świecie, jest też najtrudniejszą, bo wymaga nadludzkiej, mentalnej dyscypliny i treningu.
Natomiast nie potrzebuje wzbudzania wdzięczności, radości czy innych emocji.
Jest to proces całkowicie neutralny, który można zainicjować z marszu, w każdym momencie i w każdej sytuacji.
No ale, jak mówiłam, musisz dostosować swoje życie do tego treningu, a tu zazwyczaj zaczynają się schody. 96% ludzi twierdzi, że to jest zbyt proste, by mogło działać i nie podejmuje prób.
Dokładnie jak z kuponem w totolotka w znanym dowcipie. Chcą wygrać, ale nie wysyłają kuponu.
Zadowalają się myślą, że:
- Tak ma być.
- Mam lekcje do przerobienia.
- Wszystko dzieje się po coś
Guzik! Nic nie dzieje się po coś i nie masz żadnych lekcji do przerobienia.
Każda sytuacja w Twoim życiu jest rezultatem Twoich wyborów, czyli konsekwencją Twoich wcześniejszych myśli, a nie czymś niewiadomym, co masz zrozumieć za ileś tam lat.
Zawsze najpierw jest przyczyna (decyzja - Twoje przekonanie - Twój punkt widzenia - osąd sytuacji i akcja), a potem jej skutki, czyli zaistniała rzeczywistość.
Zatem jak być szczęśliwym?
Zastanów się. Czy potrzebujesz wzbudzać w sobie wdzięczność, aby móc oddychać?
Czy potrzebujesz "podnosić wibracje", by oddychać?
Czy potrzebujesz wykonywać jakieś rytuały, by oddychać, bo inaczej się udusisz?
Tylko w jednym przypadku. Jeżeli Twoja podświadomość w to uwierzy, będziesz musiała nieustannie wykonywać rytuały, by móc oddychać. Życie stanie się prawdziwą udręką.
Czy potrzebujesz wzbudzać w sobie wdzięczność, aby poczuć siłę grawitacji, gdy skaczesz na trampolinie?
A więc szczęście jest jak powietrze. Nie ma żadnego ładunku. Nie ma rozumu, nie myśli, nie czuje. Otula nas ze wszystkich stron. Wystarczy wciągnąć go w płuca. Ono ma nas gdzieś. Bardzo głęboko. Ono nawet nie wie, że my istniejemy.
Wdech, wydech, wdech, wydech...
Jest już w całym Twoim ciele.
Czy zechcesz go zatrzymać, by go nie stracić? Ze strachu, że już nie będzie szansy na drugi, zachłanny haust?
Żyjemy w świecie pełnym ofitości. Wszystkiego, co tylko możemy sobie wyobrazić, a tak mało ludzi z tego korzysta.
I na koniec... Wdzięczność jest ogromnie ważna i pojawia się, ale w naturalny sposób, w odpowiednim momencie, niewymuszona, niewzbudzana sztucznie.